Wczasy, urlop, czas wolny
od pracy, moment, w którym odpoczywa się od codziennych trosk, od rachunków,
urzędów, kolejek w sklepach, telefonów,
maili…
Czas, w którym liczy się jedynie relaks, w którym nasze myśli są
głębsze, bardziej szczere bo wypoczęte i nie zmącone codziennością. Dla mnie
jest to magiczny okres. Może nawet porównywany do sylwestra i rozpoczęcia
„nowego rozdziału”. Z urlopu zawsze wracam do rzeczywistości z nowymi planami,
z dodatkową energią, z całym workiem planów do zrealizowania. Nie, chyba jednak
wypoczynek daje mi większego kopniaka niż zwykła zmiana daty w kalendarzu. Jest
to jednak niewątpliwie okres cudowności :). Cieszę się, że udało mi się w tym roku nie zapomnieć o sobie, że pomimo co
tygodniowych w okresie ślubnym makijaży udało mi się zaplanować pełne, wolne
dwa tygodnie aby odpocząć i naładować akumulatory. Dotarłam właśnie na półmetek
tego czasu pełnego magii a już w głowie kłębią się plany na przyszłość, już
pojawiły się nowe pomysły na makijaże, kontrowersyjne połączenia kolorów i
nietuzinkowe zestawienia. Natura daje nam tyle możliwości, bezkres pomysłów.
Czytając blogi koleżanek po fachu, przeglądając tutoriale, gazety branżowe
jedyne co razi po oczach to powtarzalność. Jak jedna zrobi sesję elfią, w
wannie, z użytym skrzydłem motylim, czy zainspirowaną kwiatem za chwilę u całej
reszty pojawia się dokładnie to samo… Dlaczego tak się dzieje? Czemu nie
potrafimy wymyśleć, stworzyć czegoś niepowtarzalnego. Dlaczego, jako artystki
inspirujemy się pracami innych a nie architekturą, malarstwem, przyrodą czy
nawet opakowaniem po jogurtach.
Zastanawiające jest
jeszcze jedno… Tu w Krakowie mam całą masę znajomych zajmujących się wizażem.
Zapewne za to co teraz napiszę większość mnie zlinczuje, ale ja już taka
jestem, czasem szczera do bólu. Kilka miesięcy temu w związku z off plus camera
odbyły się w Krakowie bezpłatne warsztaty wizażu z Johnem Hennesey, wizażystą
takich piękności jak Alicia Keys czy Angelina Jolly. Warsztaty te były
sponsorowane przez INGLOT, trąbiono o nich w DDTVN i co się okazuje, że na sali
przygotowanej na 50 osób było zaledwie 15 wizażystek z czego większość to
pracownice wyżej wymienionej firmy. Spotkanie to otworzyło mi umysł, nauczyłam
się nowej techniki wykonywania makijażu, która jeszcze do Polski zapewne przez
kilka lat nie wejdzie, poznałam Johna i uczestniczyłam w Jego pokazie. Genialne
przeżycie i dlatego tak bardzo zdumiewa mnie frekwencja. Czy brak rozwoju, w
rzeczywistości Nas nie uwstecznia? Czy brak podążania za trendami, nowymi
technikami nie umniejsza naszej wiedzy? Czy Wam się wydaje, że dziedzina jaką
jest wizaż nie wymaga zgłębiania wiedzy? Myślicie, że wszystko co związane jest
z make upem już zostało wymyślone, pokazane??
Świat idzie do przodu,
technika również, od jakiegoś czasu stosujemy w telewizji technologię HD i
wiecie co, wiele wizażystek nie ma pojęcia jak zabrać i się za tego typu
makijaż, a już jak przychodzi pomalować mężczyznę do np. wywiadu, na ich oczach
maluje się przerażenie. W szkołach, do
tej pory, uczy się o czterech typach urody, tymczasem na świecie obowiązuje już
system 16 typów. Kolejną kwestią jest makijaż techniką airbrush, mało kto
zajmujący się wizażem trzymał pistolet w dłoni, nie pisząc już o testowaniu
choćby nakładania podkładu metodą natryskową. Czy to nie jest tak, że aby być
dobrym w danym fachu przydało by się znać na tych zagadnieniach?
To tylko takie moje
urlopowe przemyślenia. Nikogo nie chcę nimi urazić ani nie oczekuję odpowiedzi
…
xoxo
Jovanka